Forum Sesje RPG
Witaj w świecie Fantasy!
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Armia wita... - sesja
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sesje RPG Strona Główna -> Armia wita... - sesja
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
gucio
Demoniczny Paladyn



Dołączył: 06 Wrz 2006
Posty: 192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10

PostWysłany: Pią 22:46, 24 Lis 2006    Temat postu: Armia wita... - sesja

Wioska niedalego głównego szlaku do Gór Męki. Zima, 87 już od czasu smierci Orczego Przywódcy Jagfypa.

Małe miasteczko. Panuje w nim wielkie poruszenie. Żołnierze krązą wokól jakby zdawali się przygotowywać do czegoś. W ich oczach widać strach i gotowośc do walki.
Miasteczko do walki przystosowane nie jest. Podzielone jest na trzy części. Częśc północno-zachodnia jest traktowana jako centrum. Pod murami jest małe targowisko. W samym środku tej części jest ogromna świątynia. Na zachód od niej stoi pare domów, dokładnie sześć. Znajdują się w nich: karczma, kuźnia, pracownia płatnerza, stajnia, mały sklepik, i magazyn broni. Te domy otaczają dużych rozmiarów plac. W środku tego placu jest małe podniesienie służące do pzrekazywnia mieszlkancom wiesci. Na zachód od tego placu i tych domów jest duza zbrojownia, która jest wćiśnieta w mury. Po drugiej części tej częsci miasteczka są koszary umieszczone 5 m od ściany świątyni w kierunku zachodnim. A jeszcze bardziej na zachód jest częśc druga - mieszkalna. Mieszkają tam wszyscy mieszcanie. Domów jest 12. Dodatkowo wćiśnieta w mury zbrojownia jest identyczna jak ta po stronie zachodniej. Południow częśc jest niedostępna dla mieszkańców. MIeszka tam władca i znamienitsi rycezre którzy maja bronik jego i jego odzinę. Jest to najlepiej strzeżona część miasta. Na południe od miasteczka rozciąga się las i ogromna skała w której jest jaskinia której nikt jeszcze nie zbadał... W lesie jest jeszcze jeden dom otoczony pułapkami. MIeszka tam Geravius Płochliwy który sporzadza lekarstwa dla miasteczka. Na zachód od miasta sa pola uprawne i domy wieśniaków. Natomist po wschodniej stronie od miasteczka płynie rzeka. Na północy sa tylko pola i chaty wieśniaków oraz dojazd do miasta. Jedynym wjazdem do miasta jest brama która wprowadza gości od razu do części północno zachodniej.
Obecni panuje tu wielkie poruszenie. Na placu zebrała sie spora ilość ludzi. Słuchają jednego człowika który stoi na mównicy.
- Zgodnie z ustawą która obowiazuje w tym mieśćie wszyscy mieszkańcy płci męskiej którzy nadają się do walki musza chwycić za broń w razie atakuu nieprzyjaciela. Teraz nadszedł ten moment. Nasi zwiadowcy dowiedzieli się o barbarzyńskich plemionach rasy ludzkiej. Pracują u nich przedewszuystkim jako najemnicy - ogry. Ich osady zbliżają się do murów naszego miasta. Jesteśmy otoczenie. Musimy być gotowi. - podniosły się szumy... - A więc wszyscy musicie udac się do swoich domostw i zaopatrzyć się w zbrojowni w niezbęde uzbrojenie. Niech Bóg będzie z wami. Dzisiaj wieczorem w świątyni odbędzie się uroczyste złożenie ofiar naszym bogom za pomyslne zakończenie tego nieporozumienia, jednak bądźcie gotowi. Wszyscygoście w naszym mieście nie moga już wyjeżdżać. Brama zostaje zamknięta. Książe opłaci wasz pobyt w gospodzie. Z racji że nasza wygrana jest też w waszym interesie mozecie tez wziąć udział w obronie lecz musicie sie smai zaopatrzyc w broń. Na pewno mężnych i walecznych spotka nagroda...- Skończył i odsedł. Ludzie zaczeli się rozchodzić do domostw i do zakładów pracy. Wiatr zaczął przeraźliwie wiać...

Hob
Stoi przed świątynią i przyglada się ludziom przechodzącym pzed nim. Od jakiegoś czasu miał zamir tu wstąpić jednak jego zwyczaje mu na to nie pozwoliły. Od dawien dawne miał zasadę nie wchodzić do zadnej swiątyni. Znudzony powoli życiem i swoim polem, radosny z powodu więsci o wojnie rozmysla o tym co zrobi... Przed rokiem przybył do miasta i los chciał aby został tu kolejny rok. Za pieniądze które niegdyś znalazł w lesie zakopane pod drzewem kupił sobie pole i utrzymywał sie ze sprzedaży plonów. Miesiąc temu podjął decyzje o sprzedaży pola i wyjeździe. Jednak do dzisiaj nie znalazł kupca.

Garnac
Obserwuje bacznie kuźnię. Na placu jest pusto. Stoi tam tylko on i jakaś kobieta z dzieckiem. Dziecko zaczyna płakac i kobieta odchodzi. Krasnolud patrzy na wywieszone ogłoszenie: "Zatrudnię pomagiera. Dobrze płacę", które było wywieszona na drzwiach od kuźni. Jednak nie za bardzo miał teraz czas by się tym zając. Strudzony wędrówka która trwała pare tygodni. Zatrzymał się w tym mieście aby odpocząć. Jednak zanosi się że pobędzie tu trochę dłużej - myśli spoglądają chętnie na swój topór.

Kruk
Nie przejęty tym co się ma wydarzyć spaceruje między sklepami, cały czas ukrywa się cieniu... Mysli o tym aby dostać się na dwór i kogoś zabić. Jednak nieznana siła sprawia ze ma ochote walczyć. Ma ochote przelać krew za to nędzne miasto. Jednak w duchu ta walecznośc ustepuje chciwości i na twarzy Kruka pojawia się usmieszek. Myśl o nagrodach i bogactwach jakie go moga czekać za męskie stawienie się do walki, sprawia ze wychodzi z cienia i idzie w kierunku światyni, mijając Garnaca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kayas
Żak



Dołączył: 20 Lis 2006
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 20:19, 05 Gru 2006    Temat postu:

Niezbyt załamany perspektywą pozostanie w mieście dłużej, a do tego zasmakowania dawno zapomnianej walki, spojrzałem na ogłoszenie… pomagiera. Mógłbym go uczyć, jestem krasnoludem! Wyjąłem dwa jednoręczne topory, poczym rzuciłem je nad siebie. Wbiły się po obu moich stronach. A moze się nie wbiły. Nie będę świnia i tym razem ci sie udało... Prosta sztuczka, acz spektakularna. Uczy się jej każdy topornik. Zebrałem topory, poczym ruszyłem do karczmy. Kiedy wszedłem, trzasnąłem drzwiami, poczym bezczelnie wywaliłem
Czy jest tu trunek godny krasnoluda!?
- Ano jest... Zacne piwo krasnoludzie... - odpowiada karczmarz nadal czyszcząc jedną szklankę.
Nie czekając na odpowiedź, posiadłem się do lady.
Piwa bracie, i to najlepszego! Najlepiej na koszt twój, bowiem nadchodzi bitwa, a krasnolud bez wina jest wojownikiem niczym koński zad!
Rąbnąłem ze śmiechem w ladę. Cóż, takie są krasnoludy. Wesoło zagadałem do karczmarza, nalewającego piwo
Magowie u was jacy są? Wiem, ze to niezbyt ciekawa sprawa, ale w bitwie pomoc wielka…

Moja podróż dotyczyła maga- miałem zamiar nauczyć się prostej telekinezy, która ułatwia zbieranie toporów po rozrzuceniu. Może tu ukończę moje nauki…
PZS
Proponuję pisać części nie związane z sesja właśnie tak (PoZa Sesją), dialogi kursywą. Dostatecznie długi?Tak. Takieposty chcę widzieć...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hawkmoon
Giermek



Dołączył: 08 Wrz 2006
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10

PostWysłany: Wto 22:37, 05 Gru 2006    Temat postu:

Idę bez celu rozmyślałem nad tym co mnie skłania do walki, a nie do ucieczki i życia w innym mieście. Nagle przeszedłem obok krasnoluda rzucającego sobie toporami. Westchnąłem Nie ma to jak nadęty krasnolud podczas walki. Przez wzgląd na dumę może zrobić wszystko. Nie rozumiem ich Doszedłem do świątyni i zacząłem się zastanawiać po co tam szedłem skoro nie wierzę w bogów. Zawróciłem i poszedłem do gospody, w której mieszkam. Nienawidzę oblężeń! - pomyślałem. Gdybym wcześniej wiedział pewnie bym nawiał. Ale teraz jest już za późno. poza tym to odczucie, że powinienem walczyć.... Zostanę. Wszedłem do gospody i obrzuciłem wzrokiem cały parter. Nic szczególnego pomyślałem Ale ostrożności nigdy za wiele. Wszedłem na górę i skierowałem się do mojego pokoju. Otworzyłem drzwi i wszedłem do jasnej izby. Podszedłem do szafki i wyjąłem ze środka kuszę. Położyłem ją na szafce, by była pod ręką. Z drugiej szuflady wyjąłem 2 sztylety i przypiąłem je do pasa. Zdjąłem płaszcz i przebrałem się w zbroję, po czym znowu założyłem płaszcz. Wyglądał jak nowy mimo, iż swoje już przeżył. Usiadłem na łóżku i oddałem się rozmyślaniom.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RevaN
Administrator



Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 146
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Wlkp :P

PostWysłany: Śro 22:44, 06 Gru 2006    Temat postu:

- Hmmm... a nuż ino mi sie poszczęsci! - dodał sobie otuchy Hob.
- Dawnom w świątyni niebył... czosem warto siem pomodlić za przodkow... - tak głośno mysląc Hob, chlop o prostym umyśle wszedł do światyni. Zdjął z głowy słomiany kapelusz i wypluł słomę z buzi. Lekko ociężale powędrował do ołtarza, przy której modlili się jacyś ludzie. Nigdy niebył w światyni, ale słyszał o nich wiele w swojej starej wiosce... wielkie, ogromne, kolosalne, wykonane mizernie z ogromnym przepychem przez największych architektów imperium wiele lat temu do dziś zachwycają dusze prostych ludzi. Jednak ta znacząco rózniła się od opowieści słyszanych w wiosce, gdy Hob był miały. Miał jakieś mieszane uczucia. Stał na środku świątyni niewiedząc co robić. Podpatrzył jednak wcodzących i wychodzących ludzi, któzy klękali i składali znak krzyza. Hob uczynił to samo, klęknął przy ołtarzu i przeżegnał się.

- Eeee... yyyy... boże drogi... pobłogosław ino moją babunie, mojego dziadka, moją świętej pamięci żone i moje św. pamieci potomstwo, mojego ojca, brata, wuja, wujenke, stryjenke, druga sryjenke, dwóch braci, siostre, oraz kuzynostwo. Świec prze panie naj
najśiwiatszy prosze nad ichnimi duszami!
- modlił się w duszy Hob. Gdy skończył, przeżegnal się i wyszedł ze światyni. Wyrwał żdzbło trawy, oskubal sobie jeden listek i wsadził do gęby.

- Chwileee... ja nimom siostry.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gucio
Demoniczny Paladyn



Dołączył: 06 Wrz 2006
Posty: 192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10

PostWysłany: Czw 17:33, 07 Gru 2006    Temat postu:

Miasto powoli ogarnia zasłona nocy. Wszyscy myślą jakby tu prztrwać noc. Wiatr zimny dmie. Na placu nie ma zywej duszy. W karczmie pala się swiatła w oknach. Kowal już zamknął swój przybytek. Żołnierze kręcą się na murach i wypatrują zagrożenia. Wydaje się że nic nie zmąci juz tej ciszy... Nagle słychac stuki. POtem skrzypienie otwieranej bramy. Do miasteczka wpada jeździec na koniu. Jest to krasnolud... Zsiada z konia i zostawia go jakiemuś przybłąkanemu żołnierzowi. Ten z kolej stoi przy nim i usypia znużony. Krasnolud w pełnym uzbrojeniu. Ma na karku już swoje lata. Jest dojrzały. Przezył swoje. Idzie w kierunku dworu książęcego. Brama cicho się otwiera przed nim. Wchodzi. Ale co to..? Brama została niedomknieta. Widać przez szpare zarys potężnej sylwetki zołnierza.

Hob
Stoi jak zwykły wieśniak i zastanawia sie co by zrobić ze sobą. Dookoła niego jest pusto. Jednak on mysli o tym co zje i gdzie pójdzie spać... Widzi tylko świątynię, plac oraz karczmę... Może to tam zagrzeje nocą miejsce. Rozglądając sie dookoła zauważa zarys jakiegoś człowieka stojącego opartym o konia. Koń ze spuszczoną głową stoi bez ruchu. Wszystko wydaje się umierać...

Garnac
Patrzy na piwo które przed nim stoi. Przypomina sobie dawne czasy. Wypija kufel piwa. Obciera twarz ręką. Patrzy na urodziwa barmankę. Nagle jego rozmyslania przerywa głos.
- Może jeszcze jedno piwo.
Krasnolud nic nie odpowiada. Jego głowa upada na stół. Wszystko zaczyna wirować. Przypomina mu się tylko bardzo mocny bimber który wypił aby łatwiej usnąc. Ale zaraz... Nie zamówił pokoju w gospodzie. Wyglada na to ze noc spędzi z głowa na stole.

Kruk
Po długich rozmyslaniach zaspyia. Opada bezwiednie na łózko i na jego twarzy pojawia się uśmiech. Jednak jego ciało jest gotowe na wszystko. Mimo snu jego uszy podświadomie rejestruja każdy szmer. Jego oczy.. nagle się otwierają coś jest nie tak. Jakies szmery których sprawcą nie jest zwierzę. Tylko człowiek.

PZS. reVan znakomicie prowadzisz swoja postać a szczególnie jej dialog. Chwała ci za to. Ale nadal jestem negatywnie nastawiony co do tego typou postaci...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kayas
Żak



Dołączył: 20 Lis 2006
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 20:58, 07 Gru 2006    Temat postu:

Podniosłem łeb z blatu. Rozmasowałem czoło, poczym wstałem rozglądając się. Eh… jak w domu. Karczma ludzka, ale piwo przednie. Nawet szczęśliwy wyszedłem, mimo bólu głowy, na miasto. Zahaczyłem pierwszego lepszego kolesia, zapytałem:
Już wygraliśmy?
poczym czknąłem, podskoczyłem, przewróciłem oczami i odszedłem. Zacząłem rozglądać się po mieście. Podrapałem się po… głowie, poczym chwiejnym korkiem wróciłem do świątyni każdego krasnoluda- karczmy. Przysiadłem pryz barze.
Dużo mam zapłacić? W każdym razie, dopisz jeszcze grog i nalej, z łaski swej… albo nie, dwa grogi… umiesz gotować grog? Ale taki porządny, jak marynarze? Nieważne, lej…
Chwiejąc się na stołku mruknąłem:
Walki… poczuję zapach krwi i od razu kac przejdzie…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hawkmoon
Giermek



Dołączył: 08 Wrz 2006
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10

PostWysłany: Czw 20:59, 07 Gru 2006    Temat postu:

W jednej chwili jestem na nogach i nasłuchuję. Nagle usłyszałem silniejszy szmer. W jednej chwili w mojej ręce znalazł się sztylet. Podszedłem do ściany obok drzwi i zacząłem nasłuchiwać jednocześnie patrząc, czy ktoś nie wchodzi przez okno. Po chwili uchyliłem drzwi przez cały czas będąc gotowym na atak. Spojrzałem przez szparę w drzwiach. Najciszej jak umiałem wyszedłem ze sztyletem w ręku będąc gotowym na walkę. Jeden cios - jedna śmierć pomyślałem i planowałem dalsze posunięcianajlepiej będzie wbić delikwentowi sztylet w czoło. Według niebanalnej sztuki jaką opanowałem powinno to od razu wyłączyć go z akcji. Nawet ork traci wtedy przytomność, a potem umiera. A może po prostu mi się przesłyszało? Nie, jeszcze nigdy nie zawiodły mnie zmysły.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RevaN
Administrator



Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 146
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Wlkp :P

PostWysłany: Czw 23:11, 07 Gru 2006    Temat postu:

Hob stojąc na placu wcale niemyśli o tym co zje i gdzie pójdzie spać, acz przyglada się dziwnej postaci przy koniu. Niekrępując się podszedł do niej i zaczał lustrować ją wzrokiem.

- Eee... a ino ty nie za murem masz tłuc orków? Wygrali my?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gucio
Demoniczny Paladyn



Dołączył: 06 Wrz 2006
Posty: 192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10

PostWysłany: Pią 21:28, 08 Gru 2006    Temat postu:

Noc zaczyna się pzreradzac w dzień. Nic nowego się nie wydażyło. Z małym wyjątkiem. Słońce wschodząc ukazało w oddali jakiś tym unoszący się ku górze. Można wywnioskowac że już zaczynaja plądrować okoliczne wsi. Kobiety z dziećmi chowają się po domach. Mężczyźni uzbrojeni wychodza z domów mimo ze dopiero zaczyna świtać. Przez plac przechodza coraz to nowi ludzie. Widać jak żołnierze przeciągają się na swoich pozycjach. Kowal wychodzi ze swego zakładu pracy przeciaga się i wrzeszczy:
- No nareszcie. Nareszcie podniosę mój kransali zadek i stłuk eparu orków. Czas na mnie!!. - Po czym wchodzi do budynku i zatrzaskuje za sobą drzwi. Ze stajni wyprowadzono pięć koni. zaraz potem podeszło pięciu giermków i zabrało je. Widac że były one dla najważniejszych żołnierzy. Doszli z nimi na sam środek placu i czekali. Jeden nagle odbiegł i pobiegł w kierunku dworu książęcego.

Hob
Żołnierz budzi sie i spoglada na wieśniaka. Po chwili namysłu krzyczy:
- Może byś tak wsiurze poszedł do zbrojowni po broń. Pospiesz się. Kolejka się robi coraz dłuższa - po czym wskazał mieczem na pewien budynek na wprost placu wciśnięty w mury... Bierze konia po czym wędruje w kierunku grupki giermków którzy przyprowadzili konie. Zaczeli rozmawiać i się nawzajem pozdrawiać. Hob nie był w stanie nic usłyszec poprzez zgiełk. Jego oczom ukazał się kawałek pergaminu który jeden żołnierz przekazał drugiemu. Wygladał na bardzo ważny i owinięty był tylko w czerwoną wstążkę razem z pieczęciom księcia. Tylko częściowy wschód słońca sprawił ze dymy wydały się bliższe...

Kruk

Istotnie. Zmysły nie zwiodły Kruka. Jego oczom ukazała się postać a arczej jej skrawek który umknął przez korytarz. Zcienie wynikało ze postać zeszła na dół. Słyszy jakies szmery. Nagle z dzrwi naprzeciw wypada wpół roznegliżowana elfka i ucieka. Wygląda to jak zwykła małżeńska sprzeczka. W oknie odbijaja się promienie słoneczne. Coś skłania Kruka do podchylenia się w kierunku okna. Jego oczy widza tylko czarna postać w kapturze i pelerynie która umyka w kierunku targowiska. Wygląda jakby miała cos na sumieniu.

Garnac
Karczmarz daje mu znak aby wyszedł z budynku. Wystawia tylko rękę z kuflem pełnym złocistego trunku. Mówi do krasnoluda:
- Mamy tylko piwo które jestesmy w stanie wypić tylko my...
Piwo stoi przed krasnalem. Karczmarz znowu zabuera głos.
- Nie płać nic. To na koszt firmy. Słyszałem ze jak "krasnoludy napite, to orcze mordy obite". Powodzenia w walce. Będe też pewnie walczył wiec moze sie spotkamy.

Ligendor
Stoi przed bramą. Nagle ciszę mąci wejście przez ta bramę małego pachola, które zdyszane oznajmia:
- Wojska będą gotowe w ciągu godziny panie. Kazano mi przekazać że konie tez sa gotowe. - po czym giermek klania się tak nisko że niemal mu nie spadł o rozmiar za duży hełm. - Rozkazy tez czekają. Po czym pachołek wychodzi i idzie na plac. Co jakiś czas oglada się aby zobaczyć czy idzie za nim kapitan...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Morter de Lunarus
Czarna Pantera



Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Z Raciąża(i tak nikt niewie gdzie to jest :D)

PostWysłany: Sob 21:49, 09 Gru 2006    Temat postu:

Ligendor przewrócił oczami
-Hihi, Ligendor ma plani, hihi- mówi do siebie...- Jedną dobrą bombą można załatwić cały obóz... Napchać owce siarką, dynamitem, prochem... Puścić stado wypłoszyć... Strzelać do owiec, tak, z racy strzelić, rakiety... BUUUM !!!- krzyknoł z całej siły... Obcy ludzie patrzyli się na tego dziwnego krasnoluda... Był "zjawiskowy' to fakt... Na miejscowych ten okrzyk nierobił już takiego wrażenia, widocznie musieli byc do niego przyzwyjeni... Tak, tak... Owcze flaki wszędzie, krew, flaki krzyk... I zapach palonej siarki... I orcze mięso!! Smród palonego orczego mięsa... Tak, tak to niejest przyjemne... Smród nieprzyjemny, choć widok latających orczych wnętrzności miły... Tak, zaczaić się z lunetą na mórach i oglądać wybuch, ale nieczuć smrodu orków... Tak iść po rozkazy i kazać sprowadzić owce... Cholera!!-znów krzyknoł krasnolud- przecież to owiec niemają... Może krowy??
Ligendor musiał przerwać swoje szalone niecne plany, gdyż zblizył się do miejsca, gdzie miał odebrać rozkazy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hawkmoon
Giermek



Dołączył: 08 Wrz 2006
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10

PostWysłany: Śro 13:27, 13 Gru 2006    Temat postu:

Zamykam drzwi na klucz i podchodzę do okna. Widzę jakąś postaćumykającą, więc od razu przystępuję do działania. Być może on coś wie odwracam się, chwytam się krawędzi okna i spuszczam się na dość twardy daszek zasłaniający wejście do gospody. Z daszku zeskakuję na ziemię i od rau biegnę w stronę targowiska uważając, czy ktoś mnie nie śledzi i żeby nie zgubić postaci w płaszczu. W końcu postać zatrzymała się przy jednym z kramów. Dopadłem do niej i założyłem dźwignię, by mi nic nie zrobiła. Co tam robiłeś Syknąłem głosem przepełnionym nienawiścią.
Postać nagle jednym szybkim ruchem pozbywa sie Twojego uścisku. W moment potem łapie Cie za gardło. Czujesz żelazny uscisk. Jesteście w cieniu.
Nagle słychać gwizd jakiegoś strażnika który patroluje targowisko. Postac puszcza cie. Popycha i upadasz w błoto. Po chwili nie ma już nikogo dookoła Ciebie.

PZS. Wybacz ale nie mówiłm ze tam jest daszek a skąd wiesz że sobie nogi nie skręciłeś zeskakując na niego bądź czy się nie poślizgnąłeś. Tak samo kto powiedział ze dogoniłeś tą posatć i ją znalazłeś?

[Czy ten daszek aż tak cie wkurza? Popuść raz, a jak tak, to namaluj całe miasto, każdy budynek i każdego meiszkańca Jezyk PS. Reszta to akcja oczywista o.O] - RevaN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kayas
Żak



Dołączył: 20 Lis 2006
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 22:56, 13 Gru 2006    Temat postu:

-Tak... dzięki- bąknąłem, poczym zabrałem się za grog. – Wiesz, chyba pójdę… się rozejrzę… kogoś obije…idę.
Poszedłem do bramy z piwem w ręku, z zamiarem urządzenia wycieczki. Jednak po drodze spotkałem innego krasnoluda, o lekko… świrniętym wyglądzie. Podszedłem do niego.
- Witaj, fraga, bracie pośród psów!- zawołałem wesoło.- Wojna, co? W jakim pułku, wybacz cholerni ludzie, odzwyczajają od języka, w jakim tryil służysz? Niech zgadnę, rusznikarz? Nie, raczej… saper, co? Nie, czekaj… strateg, na pewno strateg!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RevaN
Administrator



Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 146
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Wlkp :P

PostWysłany: Pią 0:31, 15 Gru 2006    Temat postu:

- Co, bitka? A co im tam po mie! - spanikował Hob. Nie chciał iść walczyć, ale także niechciał dostać cepem po łbie, więc słusznie ustawił się w kolejce do zbrojowni. Wszedł do budynku i popatrzył na kiepskiej jakości usbrjoenie, jakie tam sie znajdowało. Ktoś go popchnął, przez co Hob wylądował na podłodze. Wstał, przeklnął pod nosem po czym wziął jakiś drzewiec, z ledwo trzymajacym się ostrzu na stylisku. Wziął jakąś skórzaną kórte i wyszedł na zewnątrz. Tam oparł broń o ściane i wdział na siebie krzywo skórznie, poczym chwycił broń, wyprężył muskuły, próbując w jakiś sposób stanać na baczność przed żołnierzem. Zasalutował, jak to robią żołdacy w wojsku i powiedział.
- Gatow to bitki! - po chwili dodał. - A czy jo tutoj musze walczyć? Niemoge ino se pójść? Jo tu tylko zawadzat bedziem. - powiedział do żołneirza, starając się udawać niewiniątko.

PZS.
Mam nadzieje, ze mój post nienarusza aż tak bardzo MG planu. W końcu ruszyłem sie do zbrojowni po coś, bo inaczej pewnie by przygoda w miejscu stanęła.
PS. 2 Nie pisz zielonym drukiem w niczyich postach jako dopowiadanie, pisz to w osobnym poscie, podsumowaniu.
WDZ.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gucio
Demoniczny Paladyn



Dołączył: 06 Wrz 2006
Posty: 192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10

PostWysłany: Pią 21:13, 15 Gru 2006    Temat postu:

Słychać wojenne bębny. Kobiet i dzieci na ulicach nie ma. Stoja tylko poszczególne szyki żołnierzy gotowedo wyjścia. Przy bramie oddział widać że czekający na swego dowódce, który poprowadzi ich do zwycięstwa. Nie widac zadnej przerażonej twarzy. Wszyscy żolnierze gotowi. Oddział najbliżej bramy wygląda na najlepiej uzbrojony. Żołnierze mają halabardy oraz miecze zatknięte przy pasach. Z tyłu oddziału stoi kolumna łuzników z łukami gotowymi do strzału. Jeszcze widać żołnierzy popędzanych przez dowódców ustawiających się na blankach. Jeszvcze widać konie ciągnące wozy na których widac beczki ze smołą. Miasteczko jest gotowe do oblężenia. Oddział zaniepokojony brakiem dowódcy zaczyna się martwić. Słychać szemrania. Jednak nagle któryś z zołnierzy, weteran uderza stojącego obok siebie i sepcze do niego:
- Cichaj. Nie znasz dowódcy? On zawsze się spóźnia roztrzepaniec. Jednak głowa nietęga młodzieniaszku. Porozstawiamy tych orków dzięki niemu. A teraz sza. Kapitan idzie...
Przed ludźmi ustawia się Ligendor na koniu.
Żołnierza zakładają hełmyna głowy. Widać ze teraz już nie ma odwrotu. Wrota się otwierają. Oddział gotowy do wymarszu...

Hob
Strażnik patrzy zdenerwowany na wieśniaka. Uderza go ręką przez łep.
Mówi do niego:
- Głupiś? Na pewno nie walczysz na froncie... Chyba ze masz znajomości u kapitana? - odwraca głowę w kierunku oddziału i krzyczy do Ligendora:
-Kapitanie... Czy ten człek może walczyć w pierwszej lini?Nikt nie zwraca uwagi na to co mówi kapitan tylko występuje trzech żołnierzy uradowanych chęcia wieśniaka do walki. Biorą Hoba pod ręce. Wciskają mu w rekę miecz. Jakiś pachołek podbiega i zakłada mu na głowę hełm. Za chwilę wieśniak stoi w szeregu rozochoconych żołnierzy. Jeden trąca go łokciem i mówi z uśmiechem:
- Ale ześ se chłopie nababrał. Trzymaj się mnie a nie zginiesz. Jestem Jeswe. Walczę od lat...

Garnac
Widzi oddział formujący się w zwartą kupę. Widzi krasnoluda z którym przed chwilą rozmawiał. Widać ze jest on kapitanem. Za chwile powstaje niewielki zamieszanie i jacyś ludzie przyprowadzają wieśniaka. Za chwile wciskają go w szerego i po chwili odzdział zaczyna powoli iść ku wyjściu.

Kruk
Leży w błocie, wygląda jak małe prosiątko. jego oczom ukazuje się....
NIC. Zupełnie nic. Postać uciekła. Tylko nabiła guza biednemu Krukowi, popychając go, ponieważ ladują udezrył głową o kamień. Nic mu nie jest ale głowa caly czas mu przypomina o tym zdarzeniu... Widzi także złotą monetę eżacą tuz przed nim. Słyszy przeraźliwe wojenne dźwięki. Nagle ktoś podnosi go z ziemi i mówi:
-Jak nie wlaczysz w głównej linie to spadaj na blanki...- postać jest uzbrojona i wygląda bardzo zawadiacko. Po chwili odchodzi mrucząc coś pod nosem. Potem krzyczy:
- Jak Cie nie znajdę na blankach to marny Twój los...


Ligendor
Widzi przed sobą oddział znajomych twarzy. wszyscy sa gotowi do walki. Wszystki twarze mu się kojarzą. Tylko jedna wieśniacza morda mu niepasuje. Nie wie skad on ją ma znać.Po prsotu ktoś nowy...[/i]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Morter de Lunarus
Czarna Pantera



Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Z Raciąża(i tak nikt niewie gdzie to jest :D)

PostWysłany: Sob 0:25, 16 Gru 2006    Temat postu:

Ligendor siedział na niedużym koniu, który przypominał bardziej kuca, ale za to bardziej odpowiadał mu wzrostem... Zresztą krasnolud źle czuł się na koniu... Wolał tąpać po ziemi, a jeśli już, lubił miec wolne ręce...
-Hihi, - zaśmiał się patrząc na wieśniaka-Jaka wiejska morda, hehe- Cały oddział wybuchnoł śmiechem...-No kompania, co to ma yć? Co to za śmiechy z nowego chorążego? Hihi... Ale pomysł -zaśmiał się do siebie Ligendor- Ty wieśniek, umiesz konia poprowadzić co? To tak jakbyś orał pole tylko troche inaczej... Zresztą ze wsi jesteś... Wiesz, że koń ma cztery nogi, łep, grzywe i zad... Wiesz, że paszczą je, zadem pierdzi, a lejcami się kieruje... A jak niewiesz to się nauczysz... Mój oddział, pujdzie na żeź... Na rzeź orków hahaha... Ty byś szybko padł człowieczku... Reszta też padnie... Co nie chłopaki? Padniemy pod stołem w karczmie !! HIHIHI... No wieśniak, siadaj na konia, chwytaj lejce... Ty prowadzisz, ja mówie i załatwiam zielonych...No chodź chodź dziecinko... No a teraz mowa tak panowie?-Ligendor krzyknoł do swojej kompanii...-Panowie, niebujcie się ich... Jesteście zbieraniną najgorszej chołoty, połowa z was niepotrafi dobrze trzyamać broni, oni są regularną armią... -Po zebranych przebiegł szmer-co niejest tak? Mowa się niepodoba, hihi? To powiem tak... Siała baba mak, niewiedziała jak, więc jej dziadek za głupote wsadził w dupę chak... Lepiej? No to na zakończenie, w krótkich żołnierskich słowach: na pochybel skurwysynom!!No jedziemyLigendor klepnoł wieśniaka w ramię i dał mu znak by popędził wierzchowca przed siebie. Jedź prosto na nich. Jak się będziesz zbliżał, zrób gwałtowny skręt i jedź wzdłuż ich linii...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RevaN
Administrator



Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 146
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Wlkp :P

PostWysłany: Sob 3:07, 16 Gru 2006    Temat postu:

Hob stał jak wryty, gdy jakiś świrnięty krasnolud, który robił za jakiegoś dowódce kręcił się przed kompanią i coś do niego mówił. Zrozumiał tylko, że niemają szans i że krasnal ma ochote paść, ale w karczmie.
- Eee... no, a jo to musze? My mamy imperatora, i jego - opierał się Hob, ale w końcu z "pomocą" kilku męzczyzn wsiadł na konie. Pokręcił się troche w siodle, aby się przyrządzić, ale koń zaczał tak wierzgać, że prawie spadł.
- W rzyć swiętej Adeli, ja w życiu konia niejeżdził!! - próbował uspokoić konia tłukąc go po grzywie. W końcu mu sie udało. Wsadził nogi w strzemiona, chwycił lejce i stanął tyłem do "swojej" kompanii. Był cały spanikowany. W końcu zrozumiał, że został "przywódcą" i wszyscy gapią się na niego jak na czubka.
- No... eee... choćmy skopać no pare orkowych rzyci chłopacy!
- No co?! Ruszaj sie. wio, wio! - Hobowi przypomniało się nareście to magiczne słowo, na które koń wierzgnął lekko i ruszył galopem przed siebie. Wyleciał przez otwartą brame i wraz z wiatrem, który wiał w plecy Hobowi pognał do przodu. Szybko połapał się, jak kierować koniem. Żołnierze ruszyli za nim. Ligendor uprzedł jego plany, bowiem planował uciec z pola bitwy jeszcze przed walką. Jednak gdy zobaczył, jak zielonoskózy idą w szeregach prosto na niego, chciał skręcić w lewo, ale koń skręcił w prawo. Przechylił się lekko w bok i spadł twarzą w błoto. Nieczekając na rozwój wydarzeń wstał i wrzeszcząć "Chodu! Orkowie straszni, aaaaa! uciekał do maista.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hawkmoon
Giermek



Dołączył: 08 Wrz 2006
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10

PostWysłany: Sob 13:26, 16 Gru 2006    Temat postu:

Wstaję i podnoszę z ziemi monetę. Dobra, dobra już idę, ale muszę się najpierw się uzbroić. Poszedłem do gospody i zobaczyłem zdziwionego barmana, który najwyraźniej nie pamiętał, żebym wychodził. Poszedłem na górę i wziąłem kuszę ze stolika. Zawiesiłem kołczan, wyszedłem z gospody i skierowałem się w stronę blanek. Wspiąłem się na blanki i zobaczyłem nasz oddział jadący na szeregi orków - Nie chciałbym być na ich miejscy - pomyślałem. Napiąłem cięciwę i nałożyłem bełt. Zobaczyłem jakiegoś głupka jadącego na czele oddziału i skręcającego nagle w prawo. Po chwili uciekł do miasta. Mam nadzieję, że nie wszyscy są takimi tchórzami

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kayas
Żak



Dołączył: 20 Lis 2006
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 16:22, 20 Gru 2006    Temat postu:

Garnac z niecierpliwością rozepchał oddział, poczym sam otworzył wierzeje i wyszedł na pole przed obwarowaniami. Oburęczny topór wbił w ziemię i na oczach oniemiałych wojowników (z obu stron) błyskawicznie wyjął jeden z czterech toporków jednoręcznych i cisnął nim z precyzja snajpera w orka wyglądającego na dowódcę (orki wokół niego, barwny mundur). Kiedy ten padł martwy, równie szybko cisnął w jakiegoś frajera w pierwszym szeregu, poczym dobył dwóch pozostałych toporów i okrzykiem DUPA!! Rzucił się w stronę szeregów orków, odbił się od ziemi i w skoku zaczął ciąć orków. Kiedy upadł na ziemię, roztrzaskał kręgosłup orkowi za nim, oparł się o trupa o ciał dalej, czekając na posiłki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gucio
Demoniczny Paladyn



Dołączył: 06 Wrz 2006
Posty: 192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10

PostWysłany: Śro 17:42, 20 Gru 2006    Temat postu:

W mieście czuć swąd orków. Całkowicie opustoszałe miasto przykrywają powoli domy i inne paskudztwa. Na blankach widać zarysy ciał żołnierzy czekających na wroga. Czuć wyraźną atmosferę podniecenia i strachu. Słychać skrzyp bram wenętrznych które są zamykane oraz główne która została otwarta i w razie niepowodzenia oddziału wysłanego na pierwszy ogień jest gotowa na zamknięcie. Przed miastem na głównej ścieżce otoczonej zewsząd kamieniami drzewami stoi oddział Ligendora... Ścieżka może pomieścić najwiecej pięciu żołnierzy w szeregu. Dlatego takich szeregów było 25. Co dawało 125 żołnierzy. Jednak wrogi oddział liczył ponad dwa razy więcej siły ataku i na dodatek z tyłu wspierały go katapulty wystrzeliwujące podpalone głowy zabitych w poprzednich wioskach. Ten pomysł oznaczał osłabienie morali obrońców miasteczka.
Jednak zadna armia nie mogła zaatkować swego wroga w jednym momencie liczbą żołnierzy większa niż pięć.
Cały czas w napięciu oczekiwano na decyzje kapitana. Czy zawracać, czy atakować. Z jednej strony porażka i śmierć, z drugiej strony zwycięstwo i chwała...

Hob
ustawiając się przed oddziałem z myśla o byciu dowódcą tak bardo się przechylił w lewo że spadł z konia. Jego twarz była unorana w błocie. Czuł swąd nawozu naturalnego. Jego uszy rejestrowały tylko głośny śmiech żołdaków... W pewnym momencie wychwyciły głos krasnoluda. Po chwili podeszło do niego paru żołnierzy i przepraszając za cały oddział podnieśli go z ziemi. Jeden wytarł swoją chustą jego twarz po czym ukłonił się i odszedł... Hob stał przy koniu. Jego oczom ukazywał się w odległosci zarys potężnego oddziału orków. Nagle usłyszal szczęk żelaza i donośne krzyki obrońców:
- PRAĆ!! PRAĆ!! PRAĆ!!
Słyszał też niezrozumiałe niewyraźne słowa w języku orczym dobiegające z odległości kilometra przed nim. Donośne łupanie sprawło że obrońcuznowu poczuli chęc do walki i strach ustąpił...
W pewnym momencie zobaczył, ze orkowie wystartowali. Oddział Ligendora też już miał sie zerwac do walki. Nagle przedarł się przez niego jakiś gruby krasnolud który stanąłe przed oddziałem. Wyjął dwa toporki i rzucił nimi przed siebie. Wbiły się w ziemię... Orkowie byli już 800 m od obrońców... Oddział ruszył zagarniając za sobą Hoba i tajemniczego krasnoluda... Słychac było tylko krzyki a po niecaóej minucie szcżek zelaza. W samym środku oddziału znajdował się Hob.

Ligendor

oddział porywa go do przodu. Widzi kotłujących się żołnierzy. jednak jego kuc oszalał. Pobiegł o przodu jak oszalały i po chwili Ligendor znalazł się w pierwszej linie i już widział przed sobą orczy pyska gdy nagle... Kuc z niesamowitą siłą uderzył orka w brzuch akże ten się przewrócił. był martwy. zaraz za nim pojawił się kolejny ork. Od razu wykonał zamach toporem na krasnoluda. Obok niego walczyło jeszcze czterech orków. obok krasnolua czterech ludzi... Nagle ork padł na ziemię martwy. To ktoś z tyłu rzucił sztyletem który wbił się mu prosto w czaszkę. martwe ciało osuwa się na ziemię. Kuc staje przednimi kopytami na dwóch ciałach i znowu oczom Ligendora ukazuje się orcza morda. Tym razem ork był już gotowy. Wykonał uderzenie na Ligendora.

Kruk
stoi na blankach i widzi jak rozpoczęła się walka. Obok niego stoją inni żołnierze. Wszyscy mają kusze. Jednak nikt nie jest gotowy do strzału. Wszyscy oniemiali patrzą na drugi oddział który mozolnym tępem przebija się przez pole zabijając wieśniaków. Są w odległości 1.5 kilometra od murów zamku. Pozostaje tylko czekac lub wykonać jakiś ruch...

Garnac

Pochłonięty przez oddział słyzy szzęk żelaza. Wspomina swoje dwa toporki które już stracił... (rzucając nimi jak taki kretyn przed siebie). Nagle tępo przemieszczanie się słabnie. Widzi jak równo uformowane rządki gotowe są na rzeź. On znajduje się w piątym rzędzie.

PZS. do Kayasa: Nie mówiłem że przed wami są jakieś orki. dopiero teraz zaczęła się walka. Straciłeś zakarę dwa toporki.Jezyk jednak pamietaj że nie masz pisac ze coś zrobiłeś tak jak tu że przeleciałeś i rozwliłeś komuś kręgosłup tylko co próbujesz zrobić... Howgh


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Morter de Lunarus
Czarna Pantera



Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Z Raciąża(i tak nikt niewie gdzie to jest :D)

PostWysłany: Śro 19:57, 20 Gru 2006    Temat postu:

Wyjmuje naładowany pistolet i strzela w orka z okrzykiem
-PIERDOLONE OSŁY!!! - Poczym zeskakuje ze zwierzęcie...
Niema to jak ziemia... A teraz chłopaki, pozorowany odwrót...Mówie do najbliższych sobie i proporcowych... Chcę, aby dali sygnał do pozorowanej ucieczki proporcami, ale tak, żeby orki się nieskapnęły o co chodzi... Mamy w końcu w armii znaki...
CHODUUU!!!-krzyczę, po czym zaczynam pokazywać wszystkim by uciekali i zaczynam biec... Najbardziej sprawnym i obeznanym wyjaśniam muj plan...
-Chlopaki, spierdalamy aż pod bramę... Po drodze, co i raz zostawiamy za sobą ładunki... Wąsko jest jak w cipce dziewiczej elfki, więc muszą się ściskać jak rodzina chobbitów na wozie... Butem i trza upychać małe stworzonki włochate, złodzieje pier... A czy mówiłem wam...? O kurwa, toż wojne mamy hahahPrzewrócił ozami, kompani jak zwykle podczas przemówień dowódcy rżali ze śmiechu, ale słuchali uważnie... - Więc podbiegamy aż pod bramę... Zanim dobiegiemy masz mi w szeregu znaleźdź najleprzych chalabardników i kopijników... Bo niesądze, żeby byli tu sarrisoforoi... W każdym bądź razie mają to być najdłuższe halabardy jakie widziałem... Mają być dłuższe niż muj KUTAS zrozumiano? A jak niema tak długich, to niech będą choć zbliżone... Do tego chce mieć najleprzych tarczowiników... Najlepiej z pawężami... Podczas odwrotu mają biec coraz wolniej i przesuwać się do tyłu szeregu...Kiedy będziemy już przy bramach na tyle blisko, że kusznicy będą mogli strzelać w najdalsze szeregi orków, a przynajmniej w te tylnie, mają zrobić odwrót i ustawić szyk...Tarczownicy robią mur, z którego ma wystawać las ostrzy... Najlepiej potrujny rząd... Mają się psy zielone nadziiewać jak na widelec i sikać krwią jak naciśnięty ogórek kiszony... Niech ktoś da znać łucznikom, że mają strzelać w najdalszych nie najbliższych, żeby się jeszcze bardziej nadziewali... A jeśli znajdziesz mi jeszcze jakiegoś siłacza, który będzie potrafił żucić 10 kilogramowym ładunkiem na odległość 50 metrów, to osobiści wypije z tobą beczkę krasnoludzkiego piwa... Zrozumiano??? No to teraz uciekaj jak wymiociny po krasnoludzkich urodzinach... A spierdol coś, to osobiście rozwiesze ci jaja między wieżami... Odwracam się i upuszczam z torby kolejny podpalony ładunek

Lingendor może i był szalony, ale podczas walki wiedział co robić...




PS. Z łaski swojej pisz wcześniej o tym jak wygląda otoczenie w którym walczymy, zwłaszcza jeśli jest tak istotne jak wąska ścieżka na 5 chłopa... Toż można było zrobić ruchome barykady i mnustwo innych rzeczy... A przynajmneij odrazu ustawiłbym szyk falangi macedońskiej albo inną tyraliere a nie posyłał moich chłopców na śmierć...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sesje RPG Strona Główna -> Armia wita... - sesja Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin