Autor Wiadomość
Morter de Lunarus
PostWysłany: Pon 22:51, 12 Lut 2007    Temat postu:

Pociągam solidny łyk z manierki którą mam zawsze przy spbie i patrze się na wnętrzności latające w powietrzu...
- nigdy nie mogłem oderwać oczu od dobrych fajerwerków panowie... A teraz pozostaje nam tylko jedno, rzeźnia!!! i niech żaden ork nie pozostanie żywy... Co ja was tam będę uczył panowie... Wojaczka dla was nie pierwszyzna... Oddziały orcze przetrzebione... Nie dajcie się tylko rozdzielić i tłuczcie to ścierwo... A uwińcie się szybko, to i szybciej zanurzymy kije w jakiej zwinnej dzierlatce...
gucio
PostWysłany: Czw 18:20, 08 Lut 2007    Temat postu:

Ligendor:
Chłopak napręża muskuły i rzuca. ładunek leci. Zaraz potem ucieka z drogi. ładunek rozrywa kolumne orków. W samym środku widac tylko porozkwaszane i pomiażdżone ciała orków w zielonej posoce. Oddział rusza naprzód. Wielu z nich zostało obryzganych flakami dlatego ich bój był zacieklejszy. Oddział orków nie zdołał się zebrac więc co rusz jakiś pędzący w inną stronę ork zostawał ugodzony i nabity na broń żołnierza. Porwani walką pobiegli w stronę będących troche dalej orków które nie do końca zdały sobie sprawe z tego co się stało i szły cały czas marszem w kierunku murów obronnych. Jednak nadal czekają na Twoje rozkazy.

Garnac
Twoim oczom ukazują się zielone mordy orków. Zaraz potem coś przelatuje nad tobą i laduje miedzy orkami dwa metry od Ciebie. Zaraz potem słyszysz wielki huk i świat dookoła Ciebie spowila ciemność.


PZS. Odwal się i jeżeli o tym n ie wiesz to MG ma zawsze rację. Nie udało Ci się wybic poza szeregi. Zostałes wciągnięty do środka. Ale teraz po prostu ustąpiłem. Sam wylazłes pod nóż.

Gówno prawda xD ~ Revan
Ale fakt, że jak tak wyrwał do przodu to ładunek mógł go rozerwać Wesoly - Morter

Hob
las jest ciemny i ponury. Nic nie widzisz. Słyszysz tylko szmery i szczęk żelaza za sobą połączony z triumfalnymi krzykami ludzi i przeraxliwym jazgotem orków. Słyszysz wielki huk który niemal zwala cie z nóg. Obok Ciebie laduje zielony orczy łeb. Zaraz potem noga na drzewie i zaczyna z niej kapać posoka.
RevaN
PostWysłany: Śro 18:31, 07 Lut 2007    Temat postu:

- Choduuuu! - wrzasnął Hob, zrzucajac z siebie ekwipunek w błoto i pierchnąl w kierunku lasu. - Uciekoć, pozabijom nos! Wyrzyną w piń! Ratujta się kto może!
Kayas
PostWysłany: Nie 19:20, 04 Lut 2007    Temat postu:

Jakiś świr dowodził bandą patałchów. Nie pochwalałem jego taktyki, ale cóz, ja nie słucham nikogo. Znów rozpechnałem "armię",

Rada dla MG: czytaj dokładnie, co robią graczę- dwa razy pisałem, ze idę naprzód, i da razy nie ruszając suie amria wciagła mnie do srodka. Spokojnie, jeszcze sie nauczysz.

I sam ruszyłem z toporem, rozbijając szeregi orków.
Morter de Lunarus
PostWysłany: Nie 12:22, 04 Lut 2007    Temat postu:

-No zuch chłopak - mówię do chłopaka który właśnie podszedł i sprawdzam jego muskuły...Nadasz się. Masz to mówię do niego wyciągając z torby spory i ciężkawy ładuneg przepięknie zapakowany w papier z ręcznie namalowanymi prze jakieś dziecko kredkami krówkami owieczkami i eksplodującymi orkami...
Kiedy podpalę ładunek i dam Ci rozkaz, żucisz to jak najdalej... Najlepiej, żeby trafiło to w środek ciżby orków. Ale jeśli masz nie trafić, to lepiej bliżej końca niż początku zrozumiano??
teraz zwracam się do halabardników
-Wy panowie,macie za to bardzo łatwe zadanie!! Robimy szaszłyki. Idziecie powolutku w stronę tego ścierwa, a kiedy zobaczycie latające w powietrzu flaki wtedy zaczniecie biec... Przy tym macie krzyczeć jak najgłośniej... Chcę tu słyszeć wrzwę, jakby kmiotki w jednym czasie gwałciły wszystkie owce... I macię nadziać och wszystkich... Nie wychodźcie jenak za daleko od muru... Niech łuczicy też mają zabawę... A teraz robimy zakłady - który ork poleci najwyżej?
Lingendor zaczął wykrzykiwać i obchodzić ludzi zbierając monety do torby i przyjmując zakłady, po chwili, kiedy zobaczył, że orkowie zbliżają się już dość mocno , podbiegł do chłopaka, podpalił ląd, kazał oddziałowi ruszyć wolnym krokiem i wrzasnął
NA POCHYBEL SKURWYSYNOM, ZA MAMUSIĘ ŻUUUUUCAAAAAJJJJ
gucio
PostWysłany: Czw 18:26, 01 Lut 2007    Temat postu:

Nad miastem zapda ciemność. Słychać tylko szczęk żelaza... Dookoła miasta unosi się swąd orków.

Ligendor.

Oddział wycofuje się za tobą. Za śmiechem patrząc na to co ma się zaraz wydarzyć. Kmiotki otwierają wam brame i część żołnierzy się w niej chowa. Twym oczom po chwili ukazuje się nader śmieszny widok. Banda orków wystartowała z chwilowym opóźnieniem. Zaczynają biec. Po chwili wybuchy: jeden po drugim wypełniają ścieżkę. Orcze szczątki wylatują w powietzre i ich posoka laduje na twarzach Twoich halabardników, którzy dopiero się ustawili. Na ich twarzach widac uśmiechy. Po serii wybuchów podbiega do Ciebie uradowany chłopak o niezwykle muskularnych kształtach.
- czym rzucić? - pyta tubalnym głosem po czym odwraca wzrok w kierunku orków. - Tez bym chciał tak tłuc. Ale mówią że za młody i za głupi.
Oddizał orków zubożały o 30 orków którzy albo stracili życie w wyniku wybuchu albo po prostu zostali zdrowo ogłuszeni paroma kamlotami które się zwaliły boków wydeptanej ścieżki zbliża się w zawrotnym tempie do bramu dzieli ich od Ligendora tylko 100 m. Sa coraz bliżej. Jeden z nich wystrzelił strzałę na mury.


Hob

Razem z oddziałem zostałeś pociągnięty w kierunku bramy. Na Twoje szczęście znalazłes się za bramą. Żołnierze skupili się aby jak najwięcej widziec i wiedziec kiedy wrócić na pole bitwy. Hob stoi z boku. Ma szanse uciec. W penym momencie słychac serię wybuchów. Po kolejnej chwili przeraźliwy krzyk. Po jego prawej stronie z murów spada jakaś postać. Gdy laduje ona na ziemi Hob może dostrzec ze ma strzałe wbitą w pierś. Ktoś na murze cos krzyknął. Walka za murem trwa nadal...

Garnac

oddział wciągnął Cie blizej bramy. Po chwili zauważyłeś krasnoluda dowódce. Twoije uszy niemal nie pękły od wybuchów które wstrząsnęły ziemią. Jednak po chwili stali przed toba jacyś inni żołnierze z halabardami. Słychac było chichoty i krzyki orków. Są coraz blizej. Coraz bardziej smierdzi. W żołnierzach krew się gotuje. Już nie moga się doczekać kolejnego starcia z orkami.
RevaN
PostWysłany: Nie 1:34, 07 Sty 2007    Temat postu:

- Aaaaa, ponie, ratuj, ponieee! - wrzeszczał Hob próbując się wydostać z szeregu. W istocie, wydostał sie, lecz na przód, a to, co zobaczył przed sobą, wcale nie napwało go radoscią. Zakuci w stalowe zbroje i hełmy orkowie parli na przód. Hob popatrzył na miecz, zastanawiał się, co mógłby z tym zrobić. Próbował wcisnąć się do tyłu, grożąc tym, któzy tego nie robią, mieczem. No, można to tak nazwać, ale wrzeszczący wieśniak przed tobą, wymachujący w góre mieczem i trzęsący portkami to typowy widok, ale bez miecza.
Kayas
PostWysłany: Śro 21:18, 20 Gru 2006    Temat postu:

Niezbyt sie przejmujac wyzynam orków dalej. Zauważyłem cofajace sie oddziały, wiec sam zacząłem sie nieznacznie cofać. Kiedy doszeęłm do mojego wbitego w ziemie, rzuciełem moje dwa toporki, któe właśnie miałem pod ręką, poczym złapałem za topór oburęczny i zacząłem trzaskać orki równo
-Rozsunąć się, kupy gnoju, bo jak trzasnę jednego z drugim…
Garnac przepchnął się przez tłum tumoków, poczym sam z siebie wydał rozkaz:
- Fade!- (krasn. Walka)- taki rozkaz wydawał już nieraz i nie dwa. Rzędy orków, uzbrojonych po zęby. Złapał topór oburęczny i rzucił się na czele oddziału, wierząc w swoją charyzmę.
Morter de Lunarus
PostWysłany: Śro 19:57, 20 Gru 2006    Temat postu:

Wyjmuje naładowany pistolet i strzela w orka z okrzykiem
-PIERDOLONE OSŁY!!! - Poczym zeskakuje ze zwierzęcie...
Niema to jak ziemia... A teraz chłopaki, pozorowany odwrót...Mówie do najbliższych sobie i proporcowych... Chcę, aby dali sygnał do pozorowanej ucieczki proporcami, ale tak, żeby orki się nieskapnęły o co chodzi... Mamy w końcu w armii znaki...
CHODUUU!!!-krzyczę, po czym zaczynam pokazywać wszystkim by uciekali i zaczynam biec... Najbardziej sprawnym i obeznanym wyjaśniam muj plan...
-Chlopaki, spierdalamy aż pod bramę... Po drodze, co i raz zostawiamy za sobą ładunki... Wąsko jest jak w cipce dziewiczej elfki, więc muszą się ściskać jak rodzina chobbitów na wozie... Butem i trza upychać małe stworzonki włochate, złodzieje pier... A czy mówiłem wam...? O kurwa, toż wojne mamy hahahPrzewrócił ozami, kompani jak zwykle podczas przemówień dowódcy rżali ze śmiechu, ale słuchali uważnie... - Więc podbiegamy aż pod bramę... Zanim dobiegiemy masz mi w szeregu znaleźdź najleprzych chalabardników i kopijników... Bo niesądze, żeby byli tu sarrisoforoi... W każdym bądź razie mają to być najdłuższe halabardy jakie widziałem... Mają być dłuższe niż muj KUTAS zrozumiano? A jak niema tak długich, to niech będą choć zbliżone... Do tego chce mieć najleprzych tarczowiników... Najlepiej z pawężami... Podczas odwrotu mają biec coraz wolniej i przesuwać się do tyłu szeregu...Kiedy będziemy już przy bramach na tyle blisko, że kusznicy będą mogli strzelać w najdalsze szeregi orków, a przynajmniej w te tylnie, mają zrobić odwrót i ustawić szyk...Tarczownicy robią mur, z którego ma wystawać las ostrzy... Najlepiej potrujny rząd... Mają się psy zielone nadziiewać jak na widelec i sikać krwią jak naciśnięty ogórek kiszony... Niech ktoś da znać łucznikom, że mają strzelać w najdalszych nie najbliższych, żeby się jeszcze bardziej nadziewali... A jeśli znajdziesz mi jeszcze jakiegoś siłacza, który będzie potrafił żucić 10 kilogramowym ładunkiem na odległość 50 metrów, to osobiści wypije z tobą beczkę krasnoludzkiego piwa... Zrozumiano??? No to teraz uciekaj jak wymiociny po krasnoludzkich urodzinach... A spierdol coś, to osobiście rozwiesze ci jaja między wieżami... Odwracam się i upuszczam z torby kolejny podpalony ładunek

Lingendor może i był szalony, ale podczas walki wiedział co robić...




PS. Z łaski swojej pisz wcześniej o tym jak wygląda otoczenie w którym walczymy, zwłaszcza jeśli jest tak istotne jak wąska ścieżka na 5 chłopa... Toż można było zrobić ruchome barykady i mnustwo innych rzeczy... A przynajmneij odrazu ustawiłbym szyk falangi macedońskiej albo inną tyraliere a nie posyłał moich chłopców na śmierć...
gucio
PostWysłany: Śro 17:42, 20 Gru 2006    Temat postu:

W mieście czuć swąd orków. Całkowicie opustoszałe miasto przykrywają powoli domy i inne paskudztwa. Na blankach widać zarysy ciał żołnierzy czekających na wroga. Czuć wyraźną atmosferę podniecenia i strachu. Słychać skrzyp bram wenętrznych które są zamykane oraz główne która została otwarta i w razie niepowodzenia oddziału wysłanego na pierwszy ogień jest gotowa na zamknięcie. Przed miastem na głównej ścieżce otoczonej zewsząd kamieniami drzewami stoi oddział Ligendora... Ścieżka może pomieścić najwiecej pięciu żołnierzy w szeregu. Dlatego takich szeregów było 25. Co dawało 125 żołnierzy. Jednak wrogi oddział liczył ponad dwa razy więcej siły ataku i na dodatek z tyłu wspierały go katapulty wystrzeliwujące podpalone głowy zabitych w poprzednich wioskach. Ten pomysł oznaczał osłabienie morali obrońców miasteczka.
Jednak zadna armia nie mogła zaatkować swego wroga w jednym momencie liczbą żołnierzy większa niż pięć.
Cały czas w napięciu oczekiwano na decyzje kapitana. Czy zawracać, czy atakować. Z jednej strony porażka i śmierć, z drugiej strony zwycięstwo i chwała...

Hob
ustawiając się przed oddziałem z myśla o byciu dowódcą tak bardo się przechylił w lewo że spadł z konia. Jego twarz była unorana w błocie. Czuł swąd nawozu naturalnego. Jego uszy rejestrowały tylko głośny śmiech żołdaków... W pewnym momencie wychwyciły głos krasnoluda. Po chwili podeszło do niego paru żołnierzy i przepraszając za cały oddział podnieśli go z ziemi. Jeden wytarł swoją chustą jego twarz po czym ukłonił się i odszedł... Hob stał przy koniu. Jego oczom ukazywał się w odległosci zarys potężnego oddziału orków. Nagle usłyszal szczęk żelaza i donośne krzyki obrońców:
- PRAĆ!! PRAĆ!! PRAĆ!!
Słyszał też niezrozumiałe niewyraźne słowa w języku orczym dobiegające z odległości kilometra przed nim. Donośne łupanie sprawło że obrońcuznowu poczuli chęc do walki i strach ustąpił...
W pewnym momencie zobaczył, ze orkowie wystartowali. Oddział Ligendora też już miał sie zerwac do walki. Nagle przedarł się przez niego jakiś gruby krasnolud który stanąłe przed oddziałem. Wyjął dwa toporki i rzucił nimi przed siebie. Wbiły się w ziemię... Orkowie byli już 800 m od obrońców... Oddział ruszył zagarniając za sobą Hoba i tajemniczego krasnoluda... Słychac było tylko krzyki a po niecaóej minucie szcżek zelaza. W samym środku oddziału znajdował się Hob.

Ligendor

oddział porywa go do przodu. Widzi kotłujących się żołnierzy. jednak jego kuc oszalał. Pobiegł o przodu jak oszalały i po chwili Ligendor znalazł się w pierwszej linie i już widział przed sobą orczy pyska gdy nagle... Kuc z niesamowitą siłą uderzył orka w brzuch akże ten się przewrócił. był martwy. zaraz za nim pojawił się kolejny ork. Od razu wykonał zamach toporem na krasnoluda. Obok niego walczyło jeszcze czterech orków. obok krasnolua czterech ludzi... Nagle ork padł na ziemię martwy. To ktoś z tyłu rzucił sztyletem który wbił się mu prosto w czaszkę. martwe ciało osuwa się na ziemię. Kuc staje przednimi kopytami na dwóch ciałach i znowu oczom Ligendora ukazuje się orcza morda. Tym razem ork był już gotowy. Wykonał uderzenie na Ligendora.

Kruk
stoi na blankach i widzi jak rozpoczęła się walka. Obok niego stoją inni żołnierze. Wszyscy mają kusze. Jednak nikt nie jest gotowy do strzału. Wszyscy oniemiali patrzą na drugi oddział który mozolnym tępem przebija się przez pole zabijając wieśniaków. Są w odległości 1.5 kilometra od murów zamku. Pozostaje tylko czekac lub wykonać jakiś ruch...

Garnac

Pochłonięty przez oddział słyzy szzęk żelaza. Wspomina swoje dwa toporki które już stracił... (rzucając nimi jak taki kretyn przed siebie). Nagle tępo przemieszczanie się słabnie. Widzi jak równo uformowane rządki gotowe są na rzeź. On znajduje się w piątym rzędzie.

PZS. do Kayasa: Nie mówiłem że przed wami są jakieś orki. dopiero teraz zaczęła się walka. Straciłeś zakarę dwa toporki.Jezyk jednak pamietaj że nie masz pisac ze coś zrobiłeś tak jak tu że przeleciałeś i rozwliłeś komuś kręgosłup tylko co próbujesz zrobić... Howgh
Kayas
PostWysłany: Śro 16:22, 20 Gru 2006    Temat postu:

Garnac z niecierpliwością rozepchał oddział, poczym sam otworzył wierzeje i wyszedł na pole przed obwarowaniami. Oburęczny topór wbił w ziemię i na oczach oniemiałych wojowników (z obu stron) błyskawicznie wyjął jeden z czterech toporków jednoręcznych i cisnął nim z precyzja snajpera w orka wyglądającego na dowódcę (orki wokół niego, barwny mundur). Kiedy ten padł martwy, równie szybko cisnął w jakiegoś frajera w pierwszym szeregu, poczym dobył dwóch pozostałych toporów i okrzykiem DUPA!! Rzucił się w stronę szeregów orków, odbił się od ziemi i w skoku zaczął ciąć orków. Kiedy upadł na ziemię, roztrzaskał kręgosłup orkowi za nim, oparł się o trupa o ciał dalej, czekając na posiłki.
Hawkmoon
PostWysłany: Sob 13:26, 16 Gru 2006    Temat postu:

Wstaję i podnoszę z ziemi monetę. Dobra, dobra już idę, ale muszę się najpierw się uzbroić. Poszedłem do gospody i zobaczyłem zdziwionego barmana, który najwyraźniej nie pamiętał, żebym wychodził. Poszedłem na górę i wziąłem kuszę ze stolika. Zawiesiłem kołczan, wyszedłem z gospody i skierowałem się w stronę blanek. Wspiąłem się na blanki i zobaczyłem nasz oddział jadący na szeregi orków - Nie chciałbym być na ich miejscy - pomyślałem. Napiąłem cięciwę i nałożyłem bełt. Zobaczyłem jakiegoś głupka jadącego na czele oddziału i skręcającego nagle w prawo. Po chwili uciekł do miasta. Mam nadzieję, że nie wszyscy są takimi tchórzami
RevaN
PostWysłany: Sob 3:07, 16 Gru 2006    Temat postu:

Hob stał jak wryty, gdy jakiś świrnięty krasnolud, który robił za jakiegoś dowódce kręcił się przed kompanią i coś do niego mówił. Zrozumiał tylko, że niemają szans i że krasnal ma ochote paść, ale w karczmie.
- Eee... no, a jo to musze? My mamy imperatora, i jego - opierał się Hob, ale w końcu z "pomocą" kilku męzczyzn wsiadł na konie. Pokręcił się troche w siodle, aby się przyrządzić, ale koń zaczał tak wierzgać, że prawie spadł.
- W rzyć swiętej Adeli, ja w życiu konia niejeżdził!! - próbował uspokoić konia tłukąc go po grzywie. W końcu mu sie udało. Wsadził nogi w strzemiona, chwycił lejce i stanął tyłem do "swojej" kompanii. Był cały spanikowany. W końcu zrozumiał, że został "przywódcą" i wszyscy gapią się na niego jak na czubka.
- No... eee... choćmy skopać no pare orkowych rzyci chłopacy!
- No co?! Ruszaj sie. wio, wio! - Hobowi przypomniało się nareście to magiczne słowo, na które koń wierzgnął lekko i ruszył galopem przed siebie. Wyleciał przez otwartą brame i wraz z wiatrem, który wiał w plecy Hobowi pognał do przodu. Szybko połapał się, jak kierować koniem. Żołnierze ruszyli za nim. Ligendor uprzedł jego plany, bowiem planował uciec z pola bitwy jeszcze przed walką. Jednak gdy zobaczył, jak zielonoskózy idą w szeregach prosto na niego, chciał skręcić w lewo, ale koń skręcił w prawo. Przechylił się lekko w bok i spadł twarzą w błoto. Nieczekając na rozwój wydarzeń wstał i wrzeszcząć "Chodu! Orkowie straszni, aaaaa! uciekał do maista.
Morter de Lunarus
PostWysłany: Sob 0:25, 16 Gru 2006    Temat postu:

Ligendor siedział na niedużym koniu, który przypominał bardziej kuca, ale za to bardziej odpowiadał mu wzrostem... Zresztą krasnolud źle czuł się na koniu... Wolał tąpać po ziemi, a jeśli już, lubił miec wolne ręce...
-Hihi, - zaśmiał się patrząc na wieśniaka-Jaka wiejska morda, hehe- Cały oddział wybuchnoł śmiechem...-No kompania, co to ma yć? Co to za śmiechy z nowego chorążego? Hihi... Ale pomysł -zaśmiał się do siebie Ligendor- Ty wieśniek, umiesz konia poprowadzić co? To tak jakbyś orał pole tylko troche inaczej... Zresztą ze wsi jesteś... Wiesz, że koń ma cztery nogi, łep, grzywe i zad... Wiesz, że paszczą je, zadem pierdzi, a lejcami się kieruje... A jak niewiesz to się nauczysz... Mój oddział, pujdzie na żeź... Na rzeź orków hahaha... Ty byś szybko padł człowieczku... Reszta też padnie... Co nie chłopaki? Padniemy pod stołem w karczmie !! HIHIHI... No wieśniak, siadaj na konia, chwytaj lejce... Ty prowadzisz, ja mówie i załatwiam zielonych...No chodź chodź dziecinko... No a teraz mowa tak panowie?-Ligendor krzyknoł do swojej kompanii...-Panowie, niebujcie się ich... Jesteście zbieraniną najgorszej chołoty, połowa z was niepotrafi dobrze trzyamać broni, oni są regularną armią... -Po zebranych przebiegł szmer-co niejest tak? Mowa się niepodoba, hihi? To powiem tak... Siała baba mak, niewiedziała jak, więc jej dziadek za głupote wsadził w dupę chak... Lepiej? No to na zakończenie, w krótkich żołnierskich słowach: na pochybel skurwysynom!!No jedziemyLigendor klepnoł wieśniaka w ramię i dał mu znak by popędził wierzchowca przed siebie. Jedź prosto na nich. Jak się będziesz zbliżał, zrób gwałtowny skręt i jedź wzdłuż ich linii...
gucio
PostWysłany: Pią 21:13, 15 Gru 2006    Temat postu:

Słychać wojenne bębny. Kobiet i dzieci na ulicach nie ma. Stoja tylko poszczególne szyki żołnierzy gotowedo wyjścia. Przy bramie oddział widać że czekający na swego dowódce, który poprowadzi ich do zwycięstwa. Nie widac zadnej przerażonej twarzy. Wszyscy żolnierze gotowi. Oddział najbliżej bramy wygląda na najlepiej uzbrojony. Żołnierze mają halabardy oraz miecze zatknięte przy pasach. Z tyłu oddziału stoi kolumna łuzników z łukami gotowymi do strzału. Jeszcze widać żołnierzy popędzanych przez dowódców ustawiających się na blankach. Jeszvcze widać konie ciągnące wozy na których widac beczki ze smołą. Miasteczko jest gotowe do oblężenia. Oddział zaniepokojony brakiem dowódcy zaczyna się martwić. Słychać szemrania. Jednak nagle któryś z zołnierzy, weteran uderza stojącego obok siebie i sepcze do niego:
- Cichaj. Nie znasz dowódcy? On zawsze się spóźnia roztrzepaniec. Jednak głowa nietęga młodzieniaszku. Porozstawiamy tych orków dzięki niemu. A teraz sza. Kapitan idzie...
Przed ludźmi ustawia się Ligendor na koniu.
Żołnierza zakładają hełmyna głowy. Widać ze teraz już nie ma odwrotu. Wrota się otwierają. Oddział gotowy do wymarszu...

Hob
Strażnik patrzy zdenerwowany na wieśniaka. Uderza go ręką przez łep.
Mówi do niego:
- Głupiś? Na pewno nie walczysz na froncie... Chyba ze masz znajomości u kapitana? - odwraca głowę w kierunku oddziału i krzyczy do Ligendora:
-Kapitanie... Czy ten człek może walczyć w pierwszej lini?Nikt nie zwraca uwagi na to co mówi kapitan tylko występuje trzech żołnierzy uradowanych chęcia wieśniaka do walki. Biorą Hoba pod ręce. Wciskają mu w rekę miecz. Jakiś pachołek podbiega i zakłada mu na głowę hełm. Za chwilę wieśniak stoi w szeregu rozochoconych żołnierzy. Jeden trąca go łokciem i mówi z uśmiechem:
- Ale ześ se chłopie nababrał. Trzymaj się mnie a nie zginiesz. Jestem Jeswe. Walczę od lat...

Garnac
Widzi oddział formujący się w zwartą kupę. Widzi krasnoluda z którym przed chwilą rozmawiał. Widać ze jest on kapitanem. Za chwile powstaje niewielki zamieszanie i jacyś ludzie przyprowadzają wieśniaka. Za chwile wciskają go w szerego i po chwili odzdział zaczyna powoli iść ku wyjściu.

Kruk
Leży w błocie, wygląda jak małe prosiątko. jego oczom ukazuje się....
NIC. Zupełnie nic. Postać uciekła. Tylko nabiła guza biednemu Krukowi, popychając go, ponieważ ladują udezrył głową o kamień. Nic mu nie jest ale głowa caly czas mu przypomina o tym zdarzeniu... Widzi także złotą monetę eżacą tuz przed nim. Słyszy przeraźliwe wojenne dźwięki. Nagle ktoś podnosi go z ziemi i mówi:
-Jak nie wlaczysz w głównej linie to spadaj na blanki...- postać jest uzbrojona i wygląda bardzo zawadiacko. Po chwili odchodzi mrucząc coś pod nosem. Potem krzyczy:
- Jak Cie nie znajdę na blankach to marny Twój los...


Ligendor
Widzi przed sobą oddział znajomych twarzy. wszyscy sa gotowi do walki. Wszystki twarze mu się kojarzą. Tylko jedna wieśniacza morda mu niepasuje. Nie wie skad on ją ma znać.Po prsotu ktoś nowy...[/i]
RevaN
PostWysłany: Pią 0:31, 15 Gru 2006    Temat postu:

- Co, bitka? A co im tam po mie! - spanikował Hob. Nie chciał iść walczyć, ale także niechciał dostać cepem po łbie, więc słusznie ustawił się w kolejce do zbrojowni. Wszedł do budynku i popatrzył na kiepskiej jakości usbrjoenie, jakie tam sie znajdowało. Ktoś go popchnął, przez co Hob wylądował na podłodze. Wstał, przeklnął pod nosem po czym wziął jakiś drzewiec, z ledwo trzymajacym się ostrzu na stylisku. Wziął jakąś skórzaną kórte i wyszedł na zewnątrz. Tam oparł broń o ściane i wdział na siebie krzywo skórznie, poczym chwycił broń, wyprężył muskuły, próbując w jakiś sposób stanać na baczność przed żołnierzem. Zasalutował, jak to robią żołdacy w wojsku i powiedział.
- Gatow to bitki! - po chwili dodał. - A czy jo tutoj musze walczyć? Niemoge ino se pójść? Jo tu tylko zawadzat bedziem. - powiedział do żołneirza, starając się udawać niewiniątko.

PZS.
Mam nadzieje, ze mój post nienarusza aż tak bardzo MG planu. W końcu ruszyłem sie do zbrojowni po coś, bo inaczej pewnie by przygoda w miejscu stanęła.
PS. 2 Nie pisz zielonym drukiem w niczyich postach jako dopowiadanie, pisz to w osobnym poscie, podsumowaniu.
WDZ.
Kayas
PostWysłany: Śro 22:56, 13 Gru 2006    Temat postu:

-Tak... dzięki- bąknąłem, poczym zabrałem się za grog. – Wiesz, chyba pójdę… się rozejrzę… kogoś obije…idę.
Poszedłem do bramy z piwem w ręku, z zamiarem urządzenia wycieczki. Jednak po drodze spotkałem innego krasnoluda, o lekko… świrniętym wyglądzie. Podszedłem do niego.
- Witaj, fraga, bracie pośród psów!- zawołałem wesoło.- Wojna, co? W jakim pułku, wybacz cholerni ludzie, odzwyczajają od języka, w jakim tryil służysz? Niech zgadnę, rusznikarz? Nie, raczej… saper, co? Nie, czekaj… strateg, na pewno strateg!
Hawkmoon
PostWysłany: Śro 13:27, 13 Gru 2006    Temat postu:

Zamykam drzwi na klucz i podchodzę do okna. Widzę jakąś postaćumykającą, więc od razu przystępuję do działania. Być może on coś wie odwracam się, chwytam się krawędzi okna i spuszczam się na dość twardy daszek zasłaniający wejście do gospody. Z daszku zeskakuję na ziemię i od rau biegnę w stronę targowiska uważając, czy ktoś mnie nie śledzi i żeby nie zgubić postaci w płaszczu. W końcu postać zatrzymała się przy jednym z kramów. Dopadłem do niej i założyłem dźwignię, by mi nic nie zrobiła. Co tam robiłeś Syknąłem głosem przepełnionym nienawiścią.
Postać nagle jednym szybkim ruchem pozbywa sie Twojego uścisku. W moment potem łapie Cie za gardło. Czujesz żelazny uscisk. Jesteście w cieniu.
Nagle słychać gwizd jakiegoś strażnika który patroluje targowisko. Postac puszcza cie. Popycha i upadasz w błoto. Po chwili nie ma już nikogo dookoła Ciebie.

PZS. Wybacz ale nie mówiłm ze tam jest daszek a skąd wiesz że sobie nogi nie skręciłeś zeskakując na niego bądź czy się nie poślizgnąłeś. Tak samo kto powiedział ze dogoniłeś tą posatć i ją znalazłeś?

[Czy ten daszek aż tak cie wkurza? Popuść raz, a jak tak, to namaluj całe miasto, każdy budynek i każdego meiszkańca Jezyk PS. Reszta to akcja oczywista o.O] - RevaN
Morter de Lunarus
PostWysłany: Sob 21:49, 09 Gru 2006    Temat postu:

Ligendor przewrócił oczami
-Hihi, Ligendor ma plani, hihi- mówi do siebie...- Jedną dobrą bombą można załatwić cały obóz... Napchać owce siarką, dynamitem, prochem... Puścić stado wypłoszyć... Strzelać do owiec, tak, z racy strzelić, rakiety... BUUUM !!!- krzyknoł z całej siły... Obcy ludzie patrzyli się na tego dziwnego krasnoluda... Był "zjawiskowy' to fakt... Na miejscowych ten okrzyk nierobił już takiego wrażenia, widocznie musieli byc do niego przyzwyjeni... Tak, tak... Owcze flaki wszędzie, krew, flaki krzyk... I zapach palonej siarki... I orcze mięso!! Smród palonego orczego mięsa... Tak, tak to niejest przyjemne... Smród nieprzyjemny, choć widok latających orczych wnętrzności miły... Tak, zaczaić się z lunetą na mórach i oglądać wybuch, ale nieczuć smrodu orków... Tak iść po rozkazy i kazać sprowadzić owce... Cholera!!-znów krzyknoł krasnolud- przecież to owiec niemają... Może krowy??
Ligendor musiał przerwać swoje szalone niecne plany, gdyż zblizył się do miejsca, gdzie miał odebrać rozkazy...
gucio
PostWysłany: Pią 21:28, 08 Gru 2006    Temat postu:

Noc zaczyna się pzreradzac w dzień. Nic nowego się nie wydażyło. Z małym wyjątkiem. Słońce wschodząc ukazało w oddali jakiś tym unoszący się ku górze. Można wywnioskowac że już zaczynaja plądrować okoliczne wsi. Kobiety z dziećmi chowają się po domach. Mężczyźni uzbrojeni wychodza z domów mimo ze dopiero zaczyna świtać. Przez plac przechodza coraz to nowi ludzie. Widać jak żołnierze przeciągają się na swoich pozycjach. Kowal wychodzi ze swego zakładu pracy przeciaga się i wrzeszczy:
- No nareszcie. Nareszcie podniosę mój kransali zadek i stłuk eparu orków. Czas na mnie!!. - Po czym wchodzi do budynku i zatrzaskuje za sobą drzwi. Ze stajni wyprowadzono pięć koni. zaraz potem podeszło pięciu giermków i zabrało je. Widac że były one dla najważniejszych żołnierzy. Doszli z nimi na sam środek placu i czekali. Jeden nagle odbiegł i pobiegł w kierunku dworu książęcego.

Hob
Żołnierz budzi sie i spoglada na wieśniaka. Po chwili namysłu krzyczy:
- Może byś tak wsiurze poszedł do zbrojowni po broń. Pospiesz się. Kolejka się robi coraz dłuższa - po czym wskazał mieczem na pewien budynek na wprost placu wciśnięty w mury... Bierze konia po czym wędruje w kierunku grupki giermków którzy przyprowadzili konie. Zaczeli rozmawiać i się nawzajem pozdrawiać. Hob nie był w stanie nic usłyszec poprzez zgiełk. Jego oczom ukazał się kawałek pergaminu który jeden żołnierz przekazał drugiemu. Wygladał na bardzo ważny i owinięty był tylko w czerwoną wstążkę razem z pieczęciom księcia. Tylko częściowy wschód słońca sprawił ze dymy wydały się bliższe...

Kruk

Istotnie. Zmysły nie zwiodły Kruka. Jego oczom ukazała się postać a arczej jej skrawek który umknął przez korytarz. Zcienie wynikało ze postać zeszła na dół. Słyszy jakies szmery. Nagle z dzrwi naprzeciw wypada wpół roznegliżowana elfka i ucieka. Wygląda to jak zwykła małżeńska sprzeczka. W oknie odbijaja się promienie słoneczne. Coś skłania Kruka do podchylenia się w kierunku okna. Jego oczy widza tylko czarna postać w kapturze i pelerynie która umyka w kierunku targowiska. Wygląda jakby miała cos na sumieniu.

Garnac
Karczmarz daje mu znak aby wyszedł z budynku. Wystawia tylko rękę z kuflem pełnym złocistego trunku. Mówi do krasnoluda:
- Mamy tylko piwo które jestesmy w stanie wypić tylko my...
Piwo stoi przed krasnalem. Karczmarz znowu zabuera głos.
- Nie płać nic. To na koszt firmy. Słyszałem ze jak "krasnoludy napite, to orcze mordy obite". Powodzenia w walce. Będe też pewnie walczył wiec moze sie spotkamy.

Ligendor
Stoi przed bramą. Nagle ciszę mąci wejście przez ta bramę małego pachola, które zdyszane oznajmia:
- Wojska będą gotowe w ciągu godziny panie. Kazano mi przekazać że konie tez sa gotowe. - po czym giermek klania się tak nisko że niemal mu nie spadł o rozmiar za duży hełm. - Rozkazy tez czekają. Po czym pachołek wychodzi i idzie na plac. Co jakiś czas oglada się aby zobaczyć czy idzie za nim kapitan...

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group